Opuszczając Blue Kota skręcamy w ulicę Zieloną, skąd szybko docieramy na Bracką. Tam, w cieniu parasolek lub – w tym roku – latawców, zjeść można w kilku lokalach, ale nas interesuje ten najbliżej rynku. Pijalnia kawy i wina Cooperativa, która obchodzi właśnie swoje trzecie urodziny. Wraz z kolejnym rokiem działalności przyszły też niewielkie zmiany: poprzedni właściciele, Monika i Paweł, przekazali Cooperativę w nowe ręce. Idea pozostaje jednak ta sama, a współpraca ma pozwolić Cooperativie się rozwinąć.
-Ta zmiana ma pozwolić na zrobienie czegoś, co chcieliśmy tu zrobić od początku, ale energia i czas nie pozwalały. Na wykorzystanie tego miejsca do celów kulturalnych, publicystycznych, do spotykania się z ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia – mówi Paweł Filipowiak, który przekazał Cooperativę w ręce Patryka Jatczaka.
Cooperativa to kawy z niszowych palarni, iberyjskie wina, vermuty oraz hiszpańskie tapas. To przede wszystkim jednak ludzie, którzy od samego początku tworzą to miejsce. Pracownicy pochodzący z różnych krajów i mówiący różnymi językami, z których każdy wniósł do lokalu coś od siebie. Cooperativa od samego początku otwarta była na wszelką różnorodność. Przy kawie i winie można było uczyć się języków, do momentu zamknięcia gastronomi w lokalu działała językownia. W pandemii kawiarniom było szczególnie trudno, ale Cooperativa rozgrzewała kawą i grzanym winem na wynos, bo jak mówią właściciele:
– To miejsce musi istnieć i musi zostać na mapie tego miasta – i zrobią wszystko, żeby tak było.
Cooperativa to miejsce, do którego wchodzi się, żeby zamienić kilka słów z osobą za barem, miejsce, które po prostu przyciąga. Co ważne, do środka wejdziemy także z psem.
– To mały azyl – mówi o Cooperativie Patryk Jatczak.
Restauratorzy, z którymi rozmawiam twierdzą zgodnie – duży wybór lokali gastronomicznych w jednym miejscu to zysk dla każdego. Kulinarne gusta są w końcu różne, a różnorodność oznacza więcej klientów. Gastronomia to specyficzny rynek, gdzie na nowe miejsca nie patrzy się jak na konkurencję.